Czerwiec w szkole zawsze miał w sobie coś z ulgi – zmęczeni nauczyciele odliczają dni do wakacji, uczniowie zerkają w dzienniki z nadzieją, a rodzice pytają: czy to był dobry rok? Ten rok szkolny – 2024/2025 – dobrym nie był. Nie chodzi tylko o prace domowe, które MEN uznało za zbędne. Nie chodzi jedynie o eksperymenty z ocenianiem kształtującym czy chaos wokół edukacji „obywatelskiej”. Chodzi o coś głębszego – o „utraconą misję szkoły", która coraz bardziej traci swój wychowawczy, kulturowy i aksjologiczny fundament.
Edukacja włączająca czy szkoła terapeutyczna?
Wielu nauczycieli z goryczą przyznaje: szkoła zaczyna przypominać „ośrodek terapeutyczny, a nie miejsce nauki z jasnymi wymaganiami". Edukacja włączająca – idea sama w sobie słuszna – w praktyce zamienia szkołę w przestrzeń, gdzie rosną oczekiwania wobec nauczycieli, ale znika prawo do dyscypliny, do stawiania granic, do egzekwowania pracy. Zamiast wspierać dzieci i młodzież w dorastaniu do wyzwań, szkoła zaczyna się obniżać do poziomu absolutnej bezradności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Religia i etyka – degradacja zamiast szacunku
Reklama
Nie mniejszym ciosem był sposób, w jaki władze oświatowe potraktowały religię i etykę. Mimo że Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 22 maja 2025 r. (sygn. U 11/24) jasno stwierdził, że nieuwzględnianie ocen z religii i etyki przy liczeniu średniej jest niezgodne z Konstytucją, Ministerstwo Edukacji Narodowej nie cofnęło rozporządzenia. Co więcej – zamiast wdrożyć wyrok, opublikowało „komunikat", który nie ma mocy prawnej i który w praktyce ignoruje autorytet TK.
To przebiegłość, nie polityka edukacyjna. To podważanie praworządności pod pretekstem „czekania na publikację w Dzienniku Ustaw", choć – jak przypomniał sam Trybunał – „wyroki obowiązują od ogłoszenia na sali rozpraw”. Czy religia ma być tylko dodatkiem? Czy etyka to tylko fasada pluralizmu? Gdzie tu szacunek dla prawa? Gdzie odpowiedzialność za młode pokolenie?
W tle tego wszystkiego majaczy ostateczny kres – zapowiadane na wrzesień 2026 r. wprowadzenie nowej podstawy programowej, która ma „uwspółcześnić” edukację. W rzeczywistości może to być ostatni etap procesu wypierania z polskiej szkoły treści tożsamościowych, patriotycznych, klasycznych i chrześcijańskich. Już dziś pojawiają się projekty, w których historia jest opcjonalna, a wartości zamienia się na kompetencje miękkie. W szkole wciąż mówi się o "kompetencjach przyszłości", ale jakby zapomniano, że bez zakorzenienia w wartościach żadna przyszłość nie będzie bezpieczna.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć konsekwencje: szkoła bez wymagań stanie się szkołą bez sensu. A naród bez wychowania – narodem bez przyszłości. To nie są neutralne decyzje. To jest wychowanie do obojętności. A obojętność wobec dobra, prawdy i piękna zawsze kończy się źle – dla jednostki, dla społeczeństwa, dla narodu.
Reklama
Ten rok szkolny pokazał też, że nauczyciel traci swoją pozycję, nie tylko materialną, ale moralną. Władza o nich pamięta wtedy, gdy można ich wykorzystać do testowania nowych ideologii. Zamiast wspierać, rzuca się im kłody pod nogi – biurokracją, sprzecznymi wytycznymi, brakiem jasnej polityki edukacyjnej.
A przecież to nauczyciel, dzień po dniu, jest z dziećmi – wychowuje, tłumaczy, napomina, pociesza. To on, nie ministerialni urzędnicy, widzi skutki decyzji politycznych. I to jemu należy się największy szacunek i wsparcie – zwłaszcza w czasach, gdy bycie sobą, bycie wiernym wartościom, wymaga odwagi.
Czy potrafimy jeszcze zawrócić?
Na koniec tego trudnego roku trzeba sobie zadać pytanie: jaką szkołę chcemy budować? Czy taką, która będzie tylko biurem, ośrodkiem dobrostanu czy taką, która formuje człowieka? Czy taką, w której uczeń ma prawo do prawdy, czy tylko do wygody?
Kończymy ten rok szkolny z pytaniem, które powinno wybrzmieć we wszystkich pokojach nauczycielskich, domach rodzinnych i instytucjach naukowych: czy jeszcze jesteśmy w stanie zawrócić z tej drogi?